Lamentujące drzewo
Sobota i niedziela to czas, w którym mogę zająć się swoimi marzeniami. Mam czas, by zagłębić się w sobie i odkrywać, niczym podróżnik tego życia, cienie i blaski.
Rankiem mam czas na medytację, kojącą muzykę i kawę, przy której powstaje większość moich artykułów i wpisów. Pamiętając dzisiejszy sen, sięgnęłąm po wyrocznię i wylosowałam kartę – „Lamentujące Drzewo”. Ostatnie dni są dla mnie pełne pożegnań i rewizji nawiązanych relacji. Jedne odchodzą, a spełniwszy swe zadanie, pozostawiają w pamięci. To te nie tylko pozytywne chwile, ale również i te, które odcisnęły na ścieżce do celu „krwawy” ślad łez.
Lamentujące drzewo przypomniało mi, że pora pożegnać się z powtarzalnością rodową. Pora poczuć tak na maksa stratę, rozczarowanie, jakie przyniosły mi dotychczasowe relacje i przeżyć żałobę za tym, co było trudne i tym, co nie mogło zaistnieć. Dobrze wiem, że bez powrotu do tego etapu, zmiany jakie juz zachodzą nie będą mogły się ugruntować.
W medytacji konfronuję się z moimi prababkami, babkami i kobietami, które lametują nad swoim losem, nie mając siły na jakiekolwiek zmiany. Słyszę ich płacz pomieszany z bólem i rozczarowaniem. Słyszę niespełnienie, które zabrały ze sobą, poświęcając swe życie mężczyznom.
Odpuściłam tak wiele relacji, związków, więzów, które wyczerpywały zabierając najlepsze dni. Pozwalałam na to w wierze uświęcenia mnie, w wierze zbawienia tych, których moja miłość miała zmienić. Z lojalności do mych przodków naśladowałam cykl zachowań nie znając innej drogi.
Odpuszczam
Szczerze i otwarcie przyglądam się utraconym cząstkom mej Duszy pozostając w kontakcie z moimi emocjami i uczuciami. Nie żałuję żadnej chwili, bo dzięki temu bedąc na dnie samotności dostrzegłam tę zagubioną „korzeniową dziewczynkę”. Tę samą, która odnalazła wiązkę światła, by wydostać się z ciemności. Odpuszczam, kierując się ku nowemu i nieznanemu w ufności, że moja Dusza mnie poprowadzi ku zmianom.