Znaczenie baśni i bajek w dzieciństwie
Jako mała dziewczynka wyrosłam na bajkach z serii „Poczytaj mi mamo”. Pamiętam doskonale, kiedy mama zabierała mnie do miasta. Na pytanie: „co ci kupić?” odpowiadałam: książeczkę. I po udanym zakupie wracałam do domu pod pachą z moim małym szczęściem – kolorowanką, bajką zapakowaną w uśmiech mojej mamy. Kot Filemon i Bonifacy byli moimi przyjaciółmi, z którymi spotykałam się zanim pyzaty księżyc zajrzał w okno pokoju.
Wyobraźnia podsuwała mi scenariusze opowieści, które snułam leżąc na trawie. Wielokrotnie rodzice zarzucali mi kłamstwo kiedy będąc trzylatkiem wskazywałam na kuchenne krzesło mówiąc, że siedzi tam moja zmarła babcia.
Rodzice od zawsze szlifowali mój styl i sposób mówienia. Wspierali, pomagali w zadaniach, szczególnie mój tato, który był zawsze obecny podczas pisania opowiadań i wypracowań. „Użyj gdyż, zamiast bo. Nie brzmi to dobrze. A tutaj masz powtórzenie. Przeczytam ci i posłuchaj… podoba ci się?” Rany… szare, wypłowiałe barwy stołu, przy którym odrabiałam lekcje nasycają się kolorami, jakby to było wczoraj, a minęło czterdzieści z hakiem lat. Kawał czasu, ale czy to ma znaczenie, kiedy slajdy dzieciństwa przesuwają się klatka po klatce i ożywiają moją historię?
Urodziłam się i mieszkałam blisko lasu
Ludzie zawsze widzieli mnie błąkającą się z książką i długopisem. Kredki malowały mój szary pozbawiony radości świat. Pośpiesznie bazgrałam w swoim notatniku, by nic nie uleciało nie zostawszy strawione w dzienniku niechcianych i wstydliwych myśli. Pobliski las, który odwiedzałam był moim drugim – a może pierwszym domem. Każde drzewo, poziomka, pachnący wilgocią rydz wprawiał mnie w zachwyt, jak unikatowy cud natury. W zaciszu polany, na której wiła się mała rzeczka rozmawiałam ze „złotymi rybkami”, które prześcigały się w spełnianiu marzeń. Byłam dzieckiem małomównym, zamkniętym w sobie, czasem marudnym i wędrującym po leśnych dróżkach. Po wielu latach przeczytałam zdanie: „widzę oznaki choroby szamańskiej”. Czyżbym zapadła na tę zaraźliwą chorobę nie znając wcześniej jej symptomów? Któż to wie…

Szaman – opowiadacz
Istnieją bajarze-opowiadacze, którzy otrzymali dar opowiadania przez co stali się wybrańcami. Niekiedy ten dar ujawniał się przemocą, w natarczywy sposób przez duchy, gwałtem, jak w moich snach, i to wszystko po to aby przejść inicjację. Bajarz podobnie jak szaman – oddalał się do lasu. Tam spotykał się z duchem, od którego miał dostać swój dar.
Pewien czas temu pisałam o tym, jak to się właściwie stało, że przez dwadzieścia lat nauczałam katechezy. Do zajęć nie przygotowywałam się z podręczników metodycznych. Nie lubiłam ich. Gdy córki miały kilka lat pomagały mi przygotować lekcje. Wycinały literki, obrazki, rysowały. Lubiłam z dziećmi pracować w grupach. Czytanie historii i opowieści o dobrych uczynkach, wyjątkowych ludziach, o odwadze wprowadziłam na stałe do moich zajęć. Spontanicznie wymyślałam do tematu krótką bajkę lub opowieść o znajomym znajomego, który… Dalej słowa same płynęły wlewając w serca uczniów nadzieję i motywację do czynienia dobra.
Olśnienie
Siedzę na moim ukwieconym, oświetlonym promieniami zachodzącego słońca balkonie. Sączę powoli lampkę czerwonego wina. Spoglądam na dno kieliszka i przypomina mi się sen. Podchodzi do mnie uczeń i prosi, bym opowiedziała mu historię. Siadam z nim na dywanie, po którym jeździ kolejka ciągnąc za sobą kolorowe wagony. Zaczynam baśń. Po pierwszym zdaniu wsiada do drugiego wagonu rudowłosy chłopiec. Uśmiecha się i mówi: „Jeszcze”. Kontynuuję. Do kolejnego wagonu dołącza młoda dziewczyna i pyta: „Czemu”? Nie rozumiem o co pyta. Wreszcie podchodzi mężczyzna. Próbuje wskoczyć w ostatni z wagonów. Ja milknę i budzę się. Baśń urywa się w połowie zdania: „Moim przeznaczeniem jest…” Jestem zdezorientowana i zła, że przerwano mi w takim momencie. Odkładam kieliszek wina. Spoglądam na pomarańczowe słońce, chowające się za chmurami i doznaję oświecenia.
Moje grono najmłodszych odbiorców mnie nie oceniało. Czułam się przez nich wysłuchana, zrozumiana, a historie zakorzeniały się w podatnym na zmiany gruncie – w ich niewinnych sercach. We śnie ujawnił się mój największy lęk i przekonanie, że tylko wśród dzieci mogę znaleźć przestrzeń, w której mogę swobodnie uwolnić wyobraźnię. Przekonanie o byciu niezrozumianą i niewysłuchaną przez dorosłych przyczyniało się do zaspokajania głodu wiedzy nieustannym dokształcaniem się. Przecież od zawsze ta gotowość do snucia opowiadań we mnie była. Zapomniałam na wiele lat o wtajemniczeniu w moich wiejskich stronach. Zakopałam talent niczym biblijny uczeń.
Wszyscy jesteśmy „chodzącymi historiami”. Każdego dnia smutkiem namalowanym na twarzy opowiadamy swoje tragedie. Uśmiechem snujemy opowieść o szczęściu. Gestami piszemy bajki o smokach uwięzionych na dnie serca. Piszemy swoje historie, a wiele z nich rozpoczętych czeka na zakończenie. Od nas zależy, czy bohaterzy będą żyli długo i szczęśliwie czy zostaną uwięzieni na zawsze przez czarownika, czy będą początkiem kolejnej bajki.
Kim jestem?
Opowiadaczem z szamańską duszą. Opowiadam i piszę owe historie przez mojego bloga, książki, refleksje oraz przez wybory, którymi sama muszę pokierować, by wypełniać me przeznaczenie.

Co o tym myślisz?